Melodia Nokturnu c-moll toczy się lento i mezza voce (powoli i półgłosem). Dźwięki inicjalne nie płyną, tylko padają – pośród pauz – jak słowa o ważkości egzystencjalnej. Jak to szczególnie celnie określił Tadeusz Zieliński, melodia Nokturnu „brzmi jak wzniosła, natchniona pieśń wypełniona powagą przesłania, autentycznym patosem i jakimś tragicznym majestatem”. Melodia z każdym taktem zbliża się do punktu szczytowego, by rapsodycznym recytatywem opaść i pogrążyć się w skupionych brzmieniach chorału. Chorał rośnie w pełnię i siłę, mimo że między jego akordy wdziera się gwałtowna muzyka podwójnych oktaw. André Gide nazywa ten moment „nagłym uderzeniem wichru”.
Kleczyński słyszał w tej muzyce „bolesne rozdarcie duszy”, Marcelemu Antoniemu Szulcowi zdało się, że „ów wspaniały hymn wygłasza nie wątły fortepian, lecz potężny organ – wśród odgłosu puzonów i kotłów”.