Istnieje utwór, skończone arcydzieło, o którym pianiści zbyt rzadko pamiętają, który w całości zrodzony został z ducha improwizacji. Chodzi o Preludium cis–moll, skomponowane w Nohant latem roku 1841, wydane jeszcze w tym samym roku (późną jesienią) jako opus odrębne (45). Przesyłając rękopis do skopiowania Fontanie, Chopin nie ukrywał zadowolenia, wyrażonego słowami: „dobrze modulowane!”
Preludium nie posiada apriorycznej formy. Sprawia wrażenie zapisanej improwizacji. Cztery takty wstępne nastrajają. Dalej następuje oniryczne snucie dwu rodzących się powoli tematów: głównego, w którym granica między melodią a akompaniamentem została roztopiona w brzmienie, i drugiego, w którym wyrazistość melodycznego konturu bierze górę nad barwą, a emocje nad wrażeniami.
Uroki czystego brzmienia przynosi cadenza, jednak i ona wznosi się ku emocjonalnej ekstazie. Wraca temat inicjalny, by rozpłynąć się w brzmieniach milknących.
Preludium cis–moll Chopin skomponował dla paryskiego wydawcy M. Schlésingera. Z początkiem października Fontana przeprowadzał w Paryżu korektę utworu. Ukazało się jako opus 45 z dedykacją dla księżniczki Elżbiety Czernyszew, jednej z uczennic Chopina.