Pierwszy spośród utworów „Chopina ostatniego” – Polonez-fantazja – jak żaden inny łączy heroiczny gest poloneza z romantyczno-oniryczną melancholią nokturnu.
Feliks Jabłczyński pisał: „Ani Eroica, ani Appassionata Beethovena nie mają ani jednego ustępu o tak wściekłej sile – nie tylko sile mechanicznego uderzenia i brawury, ale sile wewnętrznej pasji tym silniejszej, że u Chopina jest ona prosta, naturalna, jest zwarciem się wszystkich władz człowieka: zmysłów, myśli, woli, siły fizycznej i uczuć”. Stopniowo przed wyobraźnią słuchacza przesuwają się coraz to nowe sceny: raz śpiewne, to znowu wzburzone, by dojść do wielkiej polonezowej kulminacji.
Liszt, który wielkości dzieła nie pojął, usłyszał w utworze jedynie „nutę elegijnego smutku, w który wdziera się nagły lęk, popłoch, melancholijne uśmiechy, gwałtowne odruchy przerażenia, krótkie chwile odpoczynku pełne nerwowych drgnięć – dobrze znane ludziom, którzy nagle znaleźli się w potrzasku, zewsząd osaczeni...”.