Koncerty fortepianowe Chopina są wyjątkowym przykładem wczesnodziewiętnastowiecznych koncertów wirtuozowskich, które weszły do stałego repertuaru. Wyróżnia je też bardzo młody wiek twórcy, który w momencie ich komponowania był dopiero pełnym nadziei ambitnym młodzieńcem. Profesor John Rink, członek jury XVII Konkursu Chopinowskiego i autor książki Chopin. Koncerty fortepianowe, która ukaże się po polsku jeszcze w tym miesiącu, podkreśla, jak dojrzałe były to dzieła. Na tle innych koncertów w stylu brillant były to utwory jednocześnie typowe i odrębne.
„Jest wiele piękna w koncertach kompozytorów współczesnych Chopinowi, ale dzieła polskiego kompozytora są zupełnie wyjątkowe. Są po prostu wspaniałe, a entuzjastyczne recenzje, które towarzyszyły im od początku, były całkowicie zasłużone. I chociaż wielu badaczy kręciło nosem na pierwszą część Koncertu e-moll z powodu jej niezwykłego planu tonalnego, a inni krytykowali instrumentację obu koncertów, to w istocie zarzuty te nie pochodzą z czasów Chopina”. Jak mówi Rink, „w instrumentacji są fragmenty natchnione. Na przykład akompaniament do drugiej części Koncertu f-moll jest świetny. Także Larghetto z Koncertu e-moll i finał f-moll to fragmenty bardzo zajmujące, które są ciosem dla tych, którzy mówią o braku umiejętności orkiestrowania u Chopina”.
Chopin potrafił rozwinąć ówczesną formę koncertu w stylu brillant. „Wszystkie zastane elementy dzieła pozostają w równowadze, bez wyzyskiwania gwałtownych kontrastów tak silnie obecnych w muzyce innych twórców tego czasu. Nawet gdy Chopin używa oznaczenia fff, chodzi mu o efekt silnego napięcia, nie zaś o skrajną głośność. Fragmenty wirtuozowskie równoważą materiał tematyczny, dzięki czemu dana część rozwija się stopniowo. Spójność narracji zapowiada dojrzałe dzieła kompozytora”. Ponadto, dodaje Rink, „każda bez wyjątku nuta obdarzona jest muzycznym znaczeniem”.
Po opuszczeniu Warszawy w roku 1830 Chopin prawdopodobnie nigdy nie wykonał w całości Koncertu f-moll publicznie. Wehikułem jego wirtuozerii stał się Koncert e-moll. „Chopin wyjechał z Warszawy z teczką pełną utworów na fortepian i orkiestrę oraz dzieł solowych, które miały mu pomóc rozwinąć karierę wirtuoza poza Polską, a oba koncerty były znaczącymi pod tym względem dziełami. Koncert e-moll był wykonywany przez Chopina wielokrotnie w ciągu pięciu lat po wyjeździe z kraju, dzięki czemu została ustalona marka Fryderyka nie tylko jako pianisty, wirtuoza, ale też jako kompozytora. Wkrótce osiągnął status niemalże legendy, co po części zawdzięcza właśnie wykonaniom tego Koncertu”.
A jednak, gdy w kwietniu 1835 roku Chopin wykonał Koncert e-moll w całości z towarzyszeniem orkiestry, krytyka przyjęła jego występ chłodno. Od tego czasu zaczął się wycofywać z estrady, zarzucił też plany skomponowania III Koncertu (niewątpliwie Allegro de concert op. 46 jest wersją na fortepian solo pierwszej części planowanego dzieła). „Mamy tu do czynienia z punktem zwrotnym, gdy Chopin zdecydował, że chce być postrzegany jako kompozytor, nie zaś jako pianista-kompozytor. Co więcej, jego estetyka wykonawcza nie przystawała do wymogów koncertów publicznych – warto mieć to na uwadze, gdy dziś gra się Chopina w wielkich salach koncertowych”.
John Rink tak jak pozostali członkowie jury jest otwarty na nowe interpretacje koncertów Chopina. Oczywiście, dobre wykonanie musi spełnić pewne kryteria. „Najważniejsze jest głębokie zrozumienie, inteligencja muzyczna, wrażliwość i zdolność do wyrażenia tych cech w sposób przekonujący i umiejętny. W przypadku koncertów istotny jest sposób traktowania wielkiej formy, by tak rzec, architektury dzieła. Na przykład to, jak wykonawca wiąże ze sobą pojawienia się materiału tematycznego występujące w odstępie dziesięciu minut. Czy fragmenty te będą identyczne, czy różne pod względem znaczeniowym i wyrazowym? Jak pianista przechodzi od jednej myśli muzycznej do następnej – czy jest w tym jakaś spójność? Jak traktuje element wyrazowy i jak go zachowuje lub odmienia w trakcie utworu? To tylko niektóre ważne elementy. Rzecz jasna, mam nadzieję usłyszeć błyskotliwych pianistów, dobrze współpracujących z orkiestrą. Chciałbym, wychodząc z sali, czuć, że artysta do mnie przemówił. Że przemówił do mnie Chopin. I nie tylko Chopin, bo chodzi przecież o „Chopina osobistego”, przekazanego przez konkretnego pianistę. Dlatego właśnie mam nadzieję usłyszeć wykonanie, które ma coś nowego do zaoferowania, przekonujące nie tylko pianistycznie, ale także muzycznie, a zatem – artystycznie”.
Artykuł z „Gońca Chopinowskiego” (nr 16)